Odwaga bycia niedoskonałym (prawdziwym) w grudniu

Grudzień wydaje się być idealnym czasem na robienie rzeczy na pokaz. W sumie każdy czas jest idealny, ale w grudniu, z tym pierwszym śniegiem spada na nas nie tylko magiczna aura, ale też jakaś presja. Presja świątecznych okoliczności, zrobienia wszystkiego, co trzeba i jak trzeba, presja pokazania się z jak najlepszej strony, kosztem prawdziwej najlepszej strony, co do której mamy wątpliwości, czy będzie wystarczająca.

Kiedy robimy coś na pokaz, oznacza to, że robimy coś dla pozoru, dla efektu, który będzie oczekiwany, spodziewany. I nam się wydaje, że takiego właśnie efektu spodziewają się wszyscy wokół. Więc z bólem mniejszym lub większym dostosowujemy się. Żeby zrobić wrażenie.
Wszyscy w tym celu studiujemy wróżbiarstwo. Bo to takie trudne – wywróżyć, jak postąpić, jak się zachować, żeby wstrzelić się we wszystkie oczekiwania… 

Jak spędzasz Święta? – pada gdzieś pytanie.

Z rodziną, tzn. mężem i dziećmi w hotelu w górach. Oraz z teściami. Oraz z jeszcze inną znajomą rodziną. Wszystko będzie pięknie zorganizowane. My tylko tego użyjemy – brzmi odpowiedź.

No to chyba się cieszysz, że nie musisz sama tyrać? – kolejne pytanie.

Nie, nie cieszę się. To już kolejne takie sztuczne Święta. Siedzę i udaję, że jest super, że odpoczywam. A tak naprawdę czuję się jak w reżyserowanym przez kogoś innego filmie i marzę o tym, żeby samodzielnie upaprać się w kuchni i czuć, jak to całe jedzenie się przygotowuje, i nakryć do stołu i podawać i cieszyć się, że ja reżyseruję.

Ból spełniania oczekiwań innych albo ogólnie przyjętych norm społecznych zwyczajnie, prosto, prostolinijnie jak od linijki oddala nas od siebie. Rozdwaja. Pragniesz inaczej, robisz inaczej, W środku co innego, na zewnątrz co innego. Życie? No może, ale mało autentyczne. A ja piszę tylko o grudniu. A co z resztą miesięcy? Kiedy po ileś razy robimy rzeczy nie tak, jakbyśmy naprawdę chcieli. Tylko na pokaz.

Co jeszcze w grudniu?

Wszystkie porządki świata. Pucowanie miejsc niewidocznych gołym okiem dla nikogo.

Omdlenia w kuchni ze zmęczenia nad wypiekami i potrawami – ale to wszystko samo się przecież nie przygotuje.

Prywatny ogród świateł. Na konkurs we wsi. Jak masz z tego frajdę – cudownie! Ale jeśli robisz to, bo robiłeś przez 5 ostatnich lat i jak teraz nie będzie to sąsiedzi będą pytać… 

Odwiedziny u rodziny, gdzie kolejny rok z rzędu znosisz z uśmiechem te najbardziej troskliwe pytania ever: A Ty nie masz żadnego chłopaka/dziewczyny? Jak masz, to: a kiedy ślub? Jak masz ślub, ale nie macie dzieci, to: a kiedy dzieci? Jak nie masz powszechnie uznawanej za “normalną” pracy, to: a kiedy Ty wreszcie znajdziesz sobie normalną pracę?

Udawanie, że wszystko jest ok, podczas gdy konflikty rodzinne zostały wsadzone pod obrus jak sianko. 

Wydanie pieniędzy, których się nie ma, bo przyjeżdża rodzina i styl, szyk i wystawność muszą być.

No i tak przykrywamy tę trudną do zarządzenia na co dzień prawdziwość, realność, autentyczność, fakty o nas, nieprzyjemne emocje, waśnie, niełatwe relacje, niedoskonale wyglądający dom. Niech na to wszystko spadnie śnieg i zrobi się magicznie i doskonale biało. Skończy się grudzień, skończą się występy na pokaz, a ludzie skończą z dobrym wrażeniem o nas. I my sami może się docenimy za ciężką pracę, albo za przetrwanie wymagających okoliczności. 

Robimy tak wszyscy najprawdopodobniej z tego samego powodu… A tłumaczy go Brene Brown, między innymi w swojej książce “Z wielką odwagą”.

Dostosowujemy się tak bardzo do tego, co chcieliby ujrzeć czy usłyszeć inni, ponieważ wszyscy mamy dwie niezbywalne potrzeby: potrzebę więzi i potrzebę przynależności. I wiemy, bo doświadczyliśmy już tego wiele razy, że jeżeli się wyłamiemy na bycie prawdziwym, mówienie, jak jest naprawdę, stawianie granic, wyrażanie własnych opinii, niezgadzanie się na udawanie – ryzykujemy wykluczeniem. Brakiem akceptacji. Nieprzychylną opinią. A nie chcemy cierpieć przez odrzucenie, chcemy być częścią.

Więź – to brzmi tak prawdziwie… Jak budować więź z bliskimi, z rodziną, z ważnymi dla nas osobami, kiedy się nie jest przy nich prawdziwym? Jaka to jest więź, kiedy nie przyznajesz się, że straciłeś pracę, bo obawiasz się ich reakcji? To jest pozorna więź – jakbyś jeszcze szukał odpowiedzi gdzieś pod wigilijnym stołem…

Autentyczność jest wymagająca jak Mount Everest. Bardziej nawet. Autentycznym stajesz się za każdym razem, kiedy odważysz się postąpić w zgodzie ze sobą, a nie ku zadowoleniu powszechnej opinii. Za każdym razem, kiedy wyznasz prawdę, niezależnie od spodziewanych reakcji otoczenia. Za każdym razem, kiedy okażesz swoją ułomność, niedoskonałość, kiedy powiesz, że nie zrobisz tego i nie przygotujesz tamtego ani nie zorganizujesz jeszcze czegoś innego, bo po prostu jesteś zmęczony. Wykończona. Bo tego nie lubisz, nie chcesz. Bo jest grudzień. Bo za Tobą cały rok na pełnych obrotach. Bo chcesz już odpuścić udawanie.

Życzę nam tej odwagi. I tego, abyśmy umieli radzić sobie z poczuciem wstydu poprzez właśnie wyrażanie prawdy o sobie. Szczególnie w grudniu, kiedy mocniej niż zwykle, szukamy odpoczynku, zbliżenia i miłości.
Zobaczmy, co się stanie, kiedy posprzątamy mniej dokładnie, przygotujemy o jedną potrawę mniej, przyznamy, że z czymś sobie nie radzimy i poprosimy o pomoc, odmówimy mamie zjedzenia tego, czego nigdy nie lubiliśmy, poprosimy rodzinę o niestawianie osobistych pytań… Zobaczmy i spotkajmy się tam ze sobą.

Na koniec przytaczam cytat, którym posłużyła się wspomniana wyżej Brene Brown w tej samej książce. Moim zdaniem jest i magiczny, i wzruszający:

“Bycie Prawdziwym nie zależy od tego, jak zostałeś zrobiony – powiedział Zamszowy Koń. – To coś, co ci się przydarza. Gdy dziecko kocha cię przez długi czas, nie tylko po to, by się tobą bawić, lecz naprawdę cię kocha, wtedy stajesz się Prawdziwy.

Czy to boli? – spytał Królik.

Czasami – powiedział Aksamitny Koń, ponieważ zawsze mówił prawdę. – Gdy jesteś Prawdziwy, ból ci nie przeszkadza.

Czy to wszystko dzieje się nagle, jak nakręcanie – spytał Królik – czy może kawałek po kawałku?

To nie dzieje się nagle – odpowiedział Aksamitny Koń. – Stajesz się. To zajmuje dużo czasu. Dlatego właśnie nieczęsto zdarza się tym, którzy łatwo się tłuką albo mają ostre krawędzie, albo muszą być ostrożnie trzymani. Zasadniczo, zanim staniesz się Prawdziwy, większość twoich włosów zostanie wygłaskana, twoje oczy wypadają, łączenia poluzowują się i stajesz się mocno sfatygowany. Jednak to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ, gdy już jesteś Prawdziwy, nie możesz być dla nikogo brzydki, z wyjątkiem ludzi, którzy nic nie rozumieją.”

Margery Williams “Aksamitny królik” 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *