Ulepimy dziś bałwana? O ruchu i bezruchu

Dni bywają bardzo zajęte. Patrzysz w swój kalendarz, analogowy albo wirtualny, widzisz grafik zapełniony na 14 godzin, dużo się dzieje. Zajętość. Przydatność siebie i dnia oceniasz przez stwierdzenia: dużo/mało dziś zrobiłem. Na przemian masz w tym kalendarzu: sprint, maraton, sprint, maraton. 

Paradoksalnie – jednocześnie masz wrażenie bezruchu. Wrażenie zastygłego powietrza w upalny dzień.

Bezruch to brak ruchu. Choć to chyba całkiem umowne, bo nawet w bezruchu coś się porusza. Na przykład Ty, kiedy oddychasz. Wdech, wydech, ruch przepony, klatki piersiowej.
Bezruch to także zastyganie na chwilę, nieruchomienie będące reakcją obronną, kiedy wyczuwamy zagrożenie. Krótkie spięcie.

Spróbujmy mniej dosłownie o bezruchu. Wrażenie bezruchu. Kiedy masz takie poczucie, że nic się zmienia. Każdy dzień jest powtarzalny. Te same odtwórcze czynności. Niewielka, powtarzalna skala uczuć: stres, lęk, wstyd, przyjemność, trochę spokoju. Czujesz ten bezruch w środku i na zewnątrz. Wewnętrzny brak poruszenia. Zewnętrzny zastój. Jedocześnie wiesz, że wszystko płynie. Czas upływa. Życie się nie zatrzymało. Ty przecież coś ciągle robisz. Ale Twoja energia nie płynie. Nie ma wymiany pomiędzy Tobą a światem. Zastygłeś. To poczucie budzi się z Tobą nad ranem i potem nocą prowadzi Cię do łóżka. Prawie jak w „Dniu Świstaka”.

Wrażenie. Poczucie. W tym wrażeniu otwiera się całkiem ciekawa przestrzeń. Tworzy się dystans Obserwatora. Jesteś Obserwatorem. Zanim to zrozumiesz, że obserwujesz, może być różnie. Możesz sobie pomyśleć:

Kurwa, co jest??
Aaaale nuuuudy…
Stagnacja, nic się nie dzieje, osiwieję tak w tym fotelu i nic się nadal nie wydarzy.
Zmiana, zmiana, potrzebuję zmiany!
Nie mam na nic czasu.
Dlaczego nic mi się nie chce? Czemu nie mam na nic ochoty?

Starałam się wyjąć wszystkie najczęstsze cytaty z mojej głowy 😉 Jakie są Twoje?

Wracam do Obserwatora. Bo tu jest robota do zrobienia. Proponuję, jak zawsze, przyłapać się na czymś. A konkretnie, na tym biadoleniu powyżej lub na podobnym, Twoim własnym i trochę się przyjrzeć. 

Co to jest to coś, co Ty robisz przez 14 godzin dziennie?
Czy tam jest ruch? Czy tam jest tylko wysiłek i bycie zajętym?

Żeby łatwiej było odróżnić i odpowiedzieć, przyda się definicja ruchu. Autorska, moja. Mam za sobą okresy ruchu i bezruchu i odkrywam pewne ich właściwości i zależności. 

RUCH – cokolwiek, co robisz, wykonujesz i czemu towarzyszą uczucia takie jak: pasja, przyjemność, zadowolenie, duma, miłość, radość, poczucie bycia wystarczającym, akceptacja, wdzięczność, odczucie równowagi w dawaniu i otrzymywaniu, zgodność.
I ma to faktycznie choć odrobinę fizycznego ruchu w sobie. To naprawdę ważne. Wytłumaczę.

Nie muszą się pojawić wszystkie uczucia na raz oczywiście. Cokolwiek z tego, wzmocnione jedno przez drugie, w zupełności wystarczy, żeby powstał dobry RUCH w Tobie, który wprowadzi też w ruch Twój świat zewnętrzny. Wymiana energii. Wymieniasz się ze światem na to, co masz w środku. Jak bezruch, to bezruch. Jak ruch, to ruch.

Co może być Twoim dobrym RUCHEM? 

Gotujesz kolację, bo zaprosiłaś znajomych. Sprawia Ci to przyjemność, do tego w tle Twoja ulubiona muzyka, do której ruszasz się w kuchni, nucąc pod nosem.

Wychodzisz na swoje zwyczajowe 45 minut biegania. Biegnie Ci się ciężko, czujesz brak formy. Ale akceptujesz ten fakt, nie oceniasz siebie surowo, biegasz z tym, co masz, czując zadowolenie z siebie (gdybyś biegał z wkurwem, że Ci nie idzie – to byłby bezruch).

Spontaniczna wycieczka w góry, bo spadł pierwszy śnieg i widoki są niesamowite.

Ruch to też umiejętne odpoczywanie. Regeneracja. Idziesz na saunę i jacuzzi, albo na masaż, bo wiesz, jak dużo spokoju i równowagi Ci to daje. 

BEZRUCH – robisz coś dlatego, że musisz. Albo masz powierzchowne motywacje, na przykład: pilates, bo to modne, bo koleżanki chodzą. Robisz coś i towarzyszy temu niska samoocena: praca, którą nawet lubisz, ale ciągle się porównujesz do innych i czujesz, że nie jesteś w tym tak dobry, jak koledzy. Robienie czegoś ze złością. Z niechęcią. Robienie czegoś, a potem narzekanie, że musiało się to zrobić. I faktyczny bezruch – oglądanie telewizji popołudniami i wieczorami, przewijanie fejsbuka… 

Wszyscy mamy w życiu bezruch. Mamy obowiązki, które wcale nie są naszą pasją i nie dostarczają nam radości. Po prostu musimy je wykonać. Obserwator szuka balansu. Sprawdza, czy jego kalendarz to nie jest przypadkiem 90% bezruchu i tylko 10% ruchu… Nie wiem niestety, jaka proporcja jest wystarczająca. Nie umiem tego matematycznie czy statystycznie wyliczyć. Wiem tylko, że duża nierównowaga, taka jak powyżej, mi nie służy.

Dlaczego potrzebny jest ruch nie tylko wewnętrzny, ale i ten fizyczny? Bo ruch to energia. Ruch to tak po prostu – życie. Przez ruch uwalniamy też to, co gromadzimy. Lepiej przez ruch, niż wybuchem złości na kogoś, kogo ma się pod ręką. Przypomnij sobie, jak dobrze, jak lekko czujesz się po tańcu. Po bieganiu. Po boksie. Ruch wyprowadza na zewnątrz to, co potrzebuje z nas wyjść i często są to stresy i nieprzyjemne emocje.

Ruch fizyczny jest potrzebny także dlatego, że powoduje… ruch. Więcej ruchu. Z mojego całkowitego bezruchu wiem, że jeśli dni stają się bardzo odtwórcze, obowiązkowe, nieruchliwe, to umiera cała kreatywność, wymyślność, chęć i radość. Jeśli natomiast zadbam o taki ruch, który mnie odżywia, pojawia się więcej doświadczania, przeżywania i dalszego tworzenia. Ruch pobudza moją energię życiową, energię do życia.

Dlaczego piszę o tym teraz? Ponieważ jestem świeżo po moim doświadczeniu bezruchu. Ostatnie półtorej miesiąca to była przerwa w jodze, niewiele jakiegokolwiek innego ruchu. Rzeczy obowiązkowe wyparły te ulubione. Z tego braku urodził się bezruch wewnętrzny, do tego stopnia, że nie byłam nawet w stanie niczego stworzyć, napisać. Zero inspiracji. Nic mnie nie poruszało. Na koniec tego bezruchu, tak symbolicznie, przyszła choroba. Ale powoli wracam do ruchu.

A teraz, czuły Obserwatorze samego siebie, dostrzeż swój RUCH i BEZRUCH. Zmierz je. Oceń proporcje. Miej choć jedną rzecz codziennie, która wpisze się w definicję RUCHU, jak wyżej. Może będzie się to wiązało z wywaleniem z kalendarza jakiegoś bezruchu…? I uprzedzając – wszystko się da, a na pewno tę jedną rzecz, więc nie zamulaj. Zamulanie to więcej bezruchu.

Za kilka dni widać w prognozie pogody śnieg i mróz, więc proponuję zacząć tak:

“Ulepimy dziś bałwana?
No chodź zrobimy to.
Tak dawno nie widziałam cię,
Nie chowaj się, uciekłaś gdzieś, czy co?
Bawiłyśmy się razem, a teraz nie, dlaczego tak jest, czy wiesz?
Ulepimy dziś bałwana?
Albo zrobimy coś innego…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *